piątek, 6 listopada 2015


Takie rzeczy pisałam, gdy miałam 22 lata :) 
                              

                                                                        Lustro


Wyjechał.

                                     *  *  *

 Pierwszego dnia wytrąciły ją ze snu i jednocześnie nie zbudziły jej zupełnie słowa obsesyjnie dręczące pamięć. „Być niematerialną myślą przy Tobie.” Uparcie powtarzając je, usiłowała sobie przypomnieć, gdzie je przeczytała lub usłyszała. Tak! To On je napisał na pierwszej podarowanej jej kartce z reprodukcją obrazu Muncha „Na drugi dzień”. Ach, jaka była wtedy wzruszona. Nigdy wcześniej nikt  nie wyznał jej  t y l e  i w  t a k i   sposób. „Jestem pasożytem czyhającym na moment zapomnienia samego siebie w cudownej chwili Twojej obecności.” Była głodna takich słów. Jego słów. Także gestów. 
Tak jak na początku ona tchnęła w niego życie, tak teraz on ożywiał ją każdym ciepłem pocałunku składanego deszczem na twarzy.

                                                   *  *  *

Budziła się i zasypiała z  myślą o nim. W ciągu dnia koiła tęsknotę, patrząc na fotografię przedstawiającą ukochane zatroskane rzęsy. „Być niematerialną myślą przy Tobie.”
Płakała coraz częściej. To z radości, że może tęsknić, to z przygnębienia zrodzonego z nadmiaru tęsknoty i niemożności udźwignięcia jej.

       *  *  *

Pewnego dnia postanowiła to przerwać. Zostawiwszy wszystko, ruszyła go szukać. „Być niematerialną myślą przy Tobie.” - powtarzała jak zaklęcie, które miało wskazywać jej drogę.

                     
                                                                                *  *  *

Gdy ją ujrzał, przepełniła go przedziwna mieszanina zaskoczenia, radości i poczucia własnej ważności dla niej. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo tęsknił.

                                                                                *  *  *

Rozpłakała się z jego ucieszenia. Nie mogła niczego powiedzieć. Najchętniej schowałaby się w niego, by nigdy już stamtąd nie powrócić.

   
                                                                                *  *  *

To była tylko chwila.
Musiał wrócić do pracy. Spojrzał na zegarek. Zabolało ją. I jakby od tego bólu zrobiła się nieco mniejsza albo bledsza. Powiedział, że coś planował, ale teraz... ona... tutaj... Ponownie coś ją od wewnątrz szarpnęło, czyniąc ją jeszcze mniejszą i bardziej eteryczną.
A gdy pomyślał, że lepiej by było, gdyby jej teraz przy nim nie było, stała się tak delikatna, tak nikła i zwiewna, że wiatr uniósł ją nad ziemię i powiał do domu.

                                                                               *  *  *


I choć obumieranie było bardzo bolesne, przedłużała je, przypominając sobie jego słowa z kartki. „Nie uciekaj - niech Twoja bliskość rozproszy przeszłość i przyodzieję w formę mojego ciała tę nieokreśloność, która odradza się, by za chwilę skonać w lęku rzeczywistości.”
 Jej bliskość... Czy była teraz potrzebna?
Od myśli tych zrobiła się już niemal przezroczysta.

                                                                             *  *  *

W domu stanęła przed lustrem. „Być niematerialną myślą przy Tobie.” - powiedziała. Spojrzała w lustro.
 Nie zobaczyła tam nic.


                                                                                                                                                                         31.05.1997

czwartek, 6 sierpnia 2015

KTOŚ



       Oto jedna z najpiękniejszych opowieści o miłości, jaką odkryłam w ostatnim czasie. Autor: Dorota Gellner. Ilustracja: Maciej Szymanowicz. Zbiór: Duszki, stworki i potworki




niedziela, 2 sierpnia 2015

Odkurzają się półki... 





***

zapada noc
jestem senna
od snu coraz cięższa
a ty
ujmujesz moją twarz
w swe dłonie
i delikatnie
zdmuchujesz
z moich ust
dmuchawce słów

rankiem
przestraszona
zbieram je
do koszyka zdań
by było ich
ni mniej ni więcej
mniej
------------------------

rozbawiony
uśmiechasz się czule 

poniedziałek, 23 lutego 2015

MORD NA LITERATURZE. Inaczej chyba nie da się tego nazwać.

Zniszcz ten dziennik autorstwa Keri Smith.

Długo rozważałam, czy o tym czymś w ogóle napisać, bo szkoda temu czemuś robić reklamę, mimo iż zasięg mojego bloga jest więcej niż skromny, więc i słowo „reklama” razi w tym wypadku rozmachem. Ech! Cóż z tego, że i tak nikt mojego bloga nie czyta (lub niewielu), to przynajmniej pozostanę w zgodzie z własnym sumieniem, wyrażając niezgodę na to-to. No bo… Zawsze obstaję przy tym, iż głupotę należy piętnować i tępić, bo - jak każdy chwast – odrośnie. Nie inaczej. Dlatego spróbuję się do to-tego odnieść.
            Nie wiem nawet, jak to-to nazwać. Literaturą? Przemawiać mógłby za tym kształt woluminu i fakt leżenia np. na półkach w Empiku. Wprawdzie coraz trudniej zaliczyć Empik do księgarni, bo można tu też dostać maskę do włosów, łyżwy i kaski czy – uwaga! – pieluchy, ale wciąż filarem grupy Empik są książki. Poza woluminową budową Zniszcz ten dziennik nie ma nic wspólnego z literaturą (jakie to grzeczne z mojej strony, że zapisuję kursywą tytuł lub raczej to, co do miana tytułu pretenduje J - przyznaję: to kwestia przyzwyczajenia).
            Mało treści - to też określenie na wyrost. To są po prostu puste kartki z pojedynczymi zdaniami lub frazami, zapisanymi dużym, koślawym drukiem i esami-floresami podnoszącymi wartość graficzną „publikacji”. Nie ma numerów stron. W pierwszej chwili pomyślałam, że brak paginacji to mały ukłon w stronę „czytelnika” – żeby nie katować go tak bezczelnie, tak kawa na ławę, tak czarno na białym, liczbą stron, za które musiał wydać wyjściowo 30 zł, w przecenie 20 zł. Ale nie! Córka wyjaśniła mi, że to jeden z celowych zabiegów: „czytelnik” ma za zadanie (jedno z wielu) dodać własną numerację stron. Tu pewnie rządzi dowolność: numeracja od tyłu, brak kolejności (czyli numeracja „jak Bóg da”), numeracja parzysta, nieparzysta… Bez znaczenia. Trudno nie odnieść wrażenie, że w tym względzie przewagę ma nawet papier toaletowy, który jest numerowany pod względem liczby warstw i „kawałków”. Zresztą bije on na głowę (? J) to-to przydatnością.   
            Co jeszcze? Pojedyncze frazy czy zdania to dyrektywy wypełniające (znów nadużycie) „dziennik”, co należy zrobić z „dziennikiem”, aby osiągnąć cel zawarty w „tytule”. Czego one uczą, poza oczywistym brakiem szacunku do książki? Poległam: nie wiem. Nie wiem też, skąd bierze się zainteresowanie to-tym. Nie wiem, po co młodzież nakręca filmiki, które wrzuca do Youtube’a z własną, spektakularną interpretacją „dziennika”. Nie wiem, dlaczego filmiki te mają nawet po kilka tysięcy wyświetleń. Fenomen? Hmm…. Degrengolada literatury. Niech jednak nie pomyśli nikt, że przemawia przeze mnie zazdrość, że niskonakładowe wydawnictwa (takie jak Kropla wody na dłoni) nie mają szans dostać się do Empiku! W tym wypadku stać obok pozycji Zniszcz ten dziennik byłoby zwyczajnym wstydem. Ale(!) z ręką na sercu przyznaję, że osiągnąć podobny sukces, choćby komercyjny, byłoby miło.
Jako też czytelnik (nie: „czytelnik”) starej daty nie uważam, że guma do żucia czy detergenty są w jakimkolwiek potrzebne do obcowania z książką.



Wskazywałabym raczej na czas. Tego zaś to-to nie wymaga.