poniedziałek, 22 września 2014






I co? Mamy też fanów w Tunezji! :)
Monastyr, wrzesień 2014. Podziękowania dla Agnieszki, Ani i Haschema!








niedziela, 14 września 2014

Skarb

Dostałam skarb. W dwóch kartonach. Stare książki: Żeromski, Tołstoj, Konopnicka, Mickiewicz, Fiedler… Piękne, ponad pięćdziesięcioletnie wydania… Niektóre w stanie idealnym, inne rozsypujące się w dłoniach, wszystkie cudne. Mogły skończyć w skupie makulatury, szczęśliwie trafiły do mojej biblioteczki J.  

Jest w bibliofilstwie, w obcowaniu z książką jakaś sensualna przyjemność… Taki magiczny rytuał… Papier pod palcami, zapach z nutą stęchlizny J, stare czcionki, ryciny i rzeczy, które już nie wrócą:

  • data wydania pisana cyframi rzymskimi 


  • albo taki zaskakujący kolaż

  • Przypadki Robinsona Kruzoe w przekładzie anonimowym z XIX wieku
  • pozycja z Biblioteki Rolnika :)

  • … i z Chłopskiej Drogi  

  • kolorowe okładki - jak ta - okładka Orinoko Fiedlera – patrona mojej Szkoły Podstawowej nr 18 w Toruniu

  • obrazki

  • i przecudny Modlitewnik leśników z dedykacją dla Jana Pawła II i z utworem Do Leśników:


   
  




Większość książek jest podpisana, część opatrzona dedykacjami:



Gdyby nie było widać na zdjęciu: 

„Ryszardowi Jankowskiemu 
uczniowi klasy IV za dobrą naukę i 
przygotowanie się właściwe do egzaminu. 
Rodzice.”.




Pan Dyrektor […..] Jankowski
zechce przyjąć od
nadleśniczego – autora
w dowód głębokiego szacunku
[i tu nazwisko, którego nie potrafię odczytać]

Kto dziś tak pisze? Tak - nikt. Piękne słowa, chyba coraz rzadsze. Sama mam grawer na bransoletce z okazji 18-tych urodzin: "18 lat – Rodzice". I sama zasypuję moje dzieci dedykacjami w książkach, które im kupuję. Wydaje mi się jednak, niestety, że w czasach sms-ów, emotikonek, „słit foci” (brrr…!!!) ta piękna tradycja zanika. Ofiarowuje się często książki, ale bez dbałości o ów detal, który czyni je absolutnie wyjątkowymi i unikatowymi. Tak wyjątkowymi, że gdy dziś trafiam na jedną z nich, należącą do pana Jankowskiego, dzwonię do kogoś o tym nazwisku (doszłam, drogą dedukcji, że człowiek ten jest lekarzem) i pytam, czy aby książka, w której posiadaniu się znalazłam, nie należy do niego. Nie trafiłam wprawdzie, ale gdyby się zdarzyło, że ów człowiek by się znalazł i upomniał o swoją własność, oddałabym mu wszystkie jego książki. Oczywiście, z żalem J, ale i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.       
Z potrzeby zaś „naznaczania” książek (nie tylko dedykacją) sprezentowałam mojemu najstarszemu synowi jego własny ekslibris – wykonany na indywidualne zamówienie, w oparciu o mój projekt. 


W roli iluminatora (iluminatorami nazywano średniowiecznych artystów – rzemieślników, którzy zdobili książki nieskomplikowanymi obrazkami – iluminacjami) wystąpił stempel na kołku - smok (jak przystało na ekslibris pasjonata smoków J, Eragonów, Wiedźminów…) wyrzeźbiony w drewnie przez pana Piotra Rajcę – artystę rzeźbiarza z Gniewkowa. 


I teraz każda książka za dotknięciem stempla - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – staje się jedyna, niezwykła i niepowtarzalna. Staje się skarbem.





Żeby nie było..., w Silnie też się czyta :)



Dziękuję Violi!

poniedziałek, 8 września 2014

No proszę... :) Jedziemy dalej! 


Crater Lake National Park is a United States National Park located in southern Oregon. 
















                                    



Dziękuję Martinowi!!!
... już czytane także w Londynie! :)
Uzupełnione o podpisy autorki zdjęć

*

Budka telefoniczna i skrzynka pocztowa w St Katherines Docks





*

Tower Bridge 





*

City 





*

Twierdza Tower 





*


Ławka przed teatrem Shakespeara 
(50 ławek zostało wystawionych w Londynie, wkrótce zostaną zlicytowane)



Dziękuję Monice i Oliwce! 

poniedziałek, 1 września 2014

Pocztówka z wakacji…






Jako że reprezentuję znak trygonu wody, morze zawsze działa na mnie w szczególny sposób. Jest w nim bezkres, nieskończoność i wieczność… Gdy stoję na plaży, przepełnia mnie uczucie, z jednej strony, własnej małości i eteryczności, z drugiej zaś – jakiejś dziwnej ponadczasowości. Chyba najlepiej oddaje to przysłowie indyjskie: „Kropla wody, coćby najmniejsza, gdy zjednoczy się z oceanem, nigdy nie wysycha.”.
Jestem więc kroplą i morzem zarazem.  
To moje przywiązanie do wody chyba też nie do końca w sposób uświadomiony zdeterminowało tytuł tomu Jak kropla wody na dłoni.
Nie o tym jednak dzisiaj… Kropla szczęśliwie dotarła nad Bałtyk. A tu… Wydmy przegrywają z gumowymi dmuchańcami, aquaparki – z morzem, lasy - z parkami linowym, krzyk mewy śmieszki – z dudniącą kakofonią ulicznych straganów… Nawet Muzeum Kultury Ludowej Pomorza w Swołowie (Oddział Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku) jedną łyżką dziegciu zepsuło całą słodycz beczki miodu: w malowniczej wsi i znajdującej się w niej zagrodzie zamożnego chłopa Albrechta z jednego z projektorów krzyczy… Hitler. Próby dowiedzenia się od kustoszek muzeum, czym jest uzasadnione wystąpienie nazisty w pachnącej ziołami wiosce z Krainy w Kratę, spełzły na niczym. Niesmak pozostał.
Nadmorskie kurorty, którym nie sposób odmówić uroku, smucą tym, że na siłę podążają, mówiąc delikatniej, za duchem czasu, a mówiąc dosadniej, uczestniczą w wyścigu atrakcjo-szczurów. Musi być dużo, mocno, intensywnie. Jakiś nie do końca, według mnie przynajmniej, naturalny głód ekstremalnych doznań każe ludziom sięgać po coraz to inne nośniki tychże doznań. Szybka łódź motorowa (100 km/h), nur na dno morza – najlepiej do wraku, podwodne safari, loty nad klifem na paralotni – tu można też przy okazji maznąć sobie firmową reklamę (30 m² powierzchni reklamowej i odbiór tysiąca turystów na plaży), zjazd tyrolski… Większość tych sezonowych atrakcji obiecuje „niesamowite przeżycia”, „niezapominane wrażenia”, „dużą dawkę adrenaliny”, „prawdziwie morską przygodę”… I w natłoku tych wrzeszczących haseł kipiących adrenaliną zapomina się o tym, co najważniejsze - o czym pisał mój ulubiony felietonista Waldemar Łysiak – że przecież „Nie ma przygody na zewnątrz. Przygoda jest tylko wewnątrz człowieka.”

Dlatego ja, może za mało trendy i z niskim głodem mocnych wrażeń, wybieram zamiast masażu z Bali, uścisk dziecięcych rączek, a po prawdziwą przygodę biegnę do swojej głowy i serca…